Biografia

  • Urodzony

    2 listopada 1967 (wiek 57)

  • Urodzony w

    Chicago, Cook County, Illinois, Stany Zjednoczone

Kurt Elling - Total wokal

Z Kurtem Ellingiem po raz pierwszy zetknąłem się w filmie dokumentalnym o Elli Fitzgerald. Rozmawiano o jej sposobie śpiewania, a gwiazdy współczesnego jazzu na żywo demonstrowały przykłady. Po Dee Dee Bridgewater wystąpił młody, długowłosy brunet z bródką a la Frank Zappa, który frazował z taką lekkością i feelingiem, że słuchając go poczułem ciarki na plecach. W ten sposób poznałem jedno z największych objawień wokalnych ostatnich dziesięciu lat.

Muzyczna erudycja

Pierwszy album Ellinga, zatytułowany "Close Your Eyes" (1995), powstał na bazie demo, którym 28-letni wówczas wokalista zamierzał zainteresować Blue Note. Udało mu się do tego stopnia, że płyta - z dodanymi na życzenie wytwórni czterema kawałkami - zdobyła nagrodę Grammy. Ale też krążek ten w pełni na to zasłużył. Muzykowi towarzyszy znakomite trio: Laurence Hobgood (p), Rob Amster (b) i Frank Parker Jr. (dr). Niewątpliwie do sukcesu tej płyty przyczynił się Hobgood, oryginalny i twórczy pianista, którego wkład w ostateczne brzmienie "Close Your Eyes" (jak i późniejszych albumów) jest nieoceniony. Elling, mimo młodego wieku, już na swym debiucie zaprezentował pełen profesjonalizm. Popis możliwości dał w otwierającym płytę utworze tytułowym. Po wyciszonym, nastrojowym początku, przechodzi on niespodziewanie w żywiołowy swing, z rewelacyjną partią śpiewaną scatem. Wpleciony w improwizację fragment "Lotu trzmiela" pokazuje jego niesamowite możliwości techniczne, wrażliwość muzyczną, szacunek dla tradycji i swoiste poczucie humoru.

Następny krążek "The Messenger" (1997) zdobył nagrodę Billie Holiday, ufundowaną przez paryską Academie du Jazz oraz został jazzową płytą roku w plebiscycie Chicago Music Awards. W utworze "Time of the Season" gościnnie zaśpiewała Cassandra Wilson, wielka dama jazzowej wokalistyki. Jej udział dobitnie świadczy o silnej pozycji Ellinga i szacunku, jakim jest darzony przez innych twórców.

Muzyczna erudycja to znak rozpoznawczy Kurta Ellinga. Inteligentne stylizacje, w rodzaju "I Feel So Smoochie" z płyty "This Time It's Love" (1998), z wykorzystaniem gitary akustycznej i skrzypiec, nasuwają skojarzenia z dokonaniami Django Reinhardta i Stephane'a Grappellego. Kolejnym przykładem muzycznego smaku jest bezpretensjonalna i dowcipna wersja "The Best Things Happened When You're Dancing", w którym Elling zmultiplikował swój głos, tworząc swoisty, męski Manhattan Transfer. Nie sposób się nie uśmiechnąć, słuchając pulsującego swingu, śpiewanego na głosy przez tak wytrawnego mistrza. "The Uncertainty of the Poet" z płyty "Man In The Air" (2001), krótki, ponadminutowy żarcik muzyczny zaśpiewany a cappella (znowu wielogłosem Ellinga), to z jednej strony delikatna kpina z dokonań Bobby'ego McFerrina, z drugiej zaś hołd dla kościelnych chórów, których Elling słuchał z upodobaniem jako dziecko. Jak widać, rozstrzał stylistyczny potwierdza po raz kolejny dojrzałość artysty i jego zdolność odnalezienia się w niemal każdym gatunku muzycznym.

Wokalna pirotechnika

Można by zapytać: po czym poznać idealnego muzyka? Po pierwsze - musi mieć wyczucie rytmu; po drugie - słuch absolutny; po trzecie - perfekcyjnie opanować technikę; po czwarte - mieć gruntowną wiedzę o tradycji i korzeniach swojego gatunku; po piąte - posiadać talent i kreatywność. Elling w każdym z tych punktów (ich kolejność może być oczywiście inna), dostałby notę celującą. Ponadto wrodzony feeling i muzykalność pozwalają mu z sukcesem zmierzyć się z każdym, najtrudniejszym nawet muzycznym wyzwaniem. Czasem można odnieść wrażenie, jakby chciał od razu zaprezentować wszystkie swoje możliwości. Chętnie eksperymentuje z rytmiką, zmienia tempa i tonacje, a jego skomplikowane improwizacje, pełne ekwilibrystycznych przeskoków i wahań dynamiki, przyprawiają o zawrót głowy. W przypadku młodych, muzyków daje to najczęściej żałosny efekt, jednak Elling wychodzi z tego obronną ręką; budzi raczej podziw niż niesmak. Co imponujące, równie dobrze czuje się w klasycznych tematach, jak w kompozycjach eksperymentalnych. Niemal każdy z jego utworów to muzyczna perełka.

Wokaliście nie można zarzucić ślepego uwielbienia lub wzorowania się na jakiejkolwiek sławie. O ile inne wschodzące gwiazdy, jak Michael Buble czy Jamie Cullum, przyznają się otwarcie do inspiracji i wzorów (najczęściej wymieniając Sinatrę), o tyle Elling wykracza daleko poza dorobek swoich wielkich poprzedników. Bawi się głosem niczym niesforne dziecko. Idealnym określeniem na jego wokalistykę jest chyba "total-wokal". Karkołomne wokalizy, określane przez krytyków wokalną pirotechniką, sąsiadują z delikatnymi partiami zaśpiewanymi na granicy ciszy. W mgnieniu oka, bez żadnego wysiłku, potrafi przeskoczyć od głębokiego, ciepłego barytonu do wysokiego falsetu. Jego sposób śpiewania skatem, rozpoznawalny od pierwszych dźwięków, może wzbudzać tylko zachwyt, czego najlepszym przykładem jest porywająca interpretacja utworu "My Love, Effendi" z płyty "This Time It's Love". Na krążku tym znalazła się także rewelacyjna wersja standardu "My Foolish Heart". Opiniotwórczy i oszczędny w pochwałach "Down Beat" przyznał płycie 4,5 gwiazdki (z pięciu możliwych).

Zwierzę koncertowe

Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że najlepszym sprawdzianem umiejętności artysty jest występ na żywo. Kurt Elling ma na swoim koncie album koncertowy "Live In Chicago" (2000). Nie bez kozery krążek nagrany został w rodzinnym mieście śpiewaka (w słynnym klubie "Green Mill"), co muzykom zapewniło komfort psychiczny i udział w przedstawieniu nieprzypadkowej publiczności. Honorowym gościem był Jon Hendricks, legenda jazzowego śpiewu. Obaj panowie wykonali wspólnie utwór "Don't Get Scared", a następnie stary hit zatytułowany (nomen omen) "Goin' to Chicago", co - zważywszy na miejsce występu - musiało spotkać się z aplauzem publiczności.

Na koncercie Elling zaprezentował więcej niż na studyjnych płytach. Jakby zamierzając przygotować widzów na to, co ich czeka w trakcie występu, już w otwierającym występ intro dał powalający popis scatu, po czym zaśpiewał unisono skomplikowane tematy z każdym z towarzyszących mu muzyków (unisono z perkusją!). Długie melorecytacje z towarzyszeniem jednego instrumentu (kontrabas lub saksofon), siłą rzeczy nasuwają skojarzenia z wczesnymi płytami… Toma Waitsa, szczególnie z jego koncertowym albumem "Nighthawks At The Diner" (1975). Mimo ponad dwudziestu lat, jakie dzielą oba te wydawnictwa, trudno oprzeć się wrażeniu, że brzmią zadziwiająco podobnie. Spontaniczne reakcje publiczności, świetny kontakt artysty ze słuchaczami i jego bezpretensjonalny humor, szczególnie podczas konferansjerki, zbliżają obu twórców i ich płyty. W obu przypadkach mamy do czynienia ze znakomitymi improwizacjami, nie tylko samego lidera, ale także pozostałych muzyków. Przede wszystkim jednak czujemy niepowtarzalną atmosferę jazzowego święta. Podobny klimat można odnaleźć na świetnym albumie koncertowym Joshuy Redmana "Spirit Of The Moment - Live At The Village Vanguard".

Obszary poszukiwań

W 2001 roku ukazał się czwarty studyjny album Ellinga pt. "Flirting With Twilight". Zmienił się skład podstawowego tria. Na perkusji zagrał Peter Erskine, zaś na basie Marc Johnson. Brzmienie zespołu wzbogaciło się o sekcję dętą (Clay Jenkins - tp, Jeff Clayton - as, Bob Sheppard - ts i ss). Lider znakomicie wykorzystał nowe możliwości, wdając się w zwariowane unisono z dęciakami w końcówce utworu "Orange Blossoms in Summertime". Popularny standard "Easy Living" zdobył nagrodę za najlepszą aranżację.

"Man In The Air" (2003), ostatni studyjny album wokalisty z Chicago, to wydawnictwo wyjątkowe. Elling dopisał własne teksty do znanych tematów jazzowych tuzów. Artysta długo przygotowywał się do nagrania płyty, a wybór repertuaru - jak wyznał w jednym z wywiadów - przysporzył mu nie lada kłopotu. Chciał opracować utwory, do których ma emocjonalny stosunek; takie, które go ukształtowały i wpłynęły na jego rozwój. Nie zabrakło wśród nich klasycznej już kompozycji Joe'ego Zawinula "A Remark You Made" z albumu Weather Report "Heavy Weather" (na płycie pod tytułem "Time to Say Goodbye"). Otwierający krążek utwór "Minuano" to kompozycja Pata Metheny'ego. Znajdziemy tu również ciekawą wersję kompozycji "In the Winelight" Grovera Washingtona, zagraną w stylu fusion. Na uwagę zasługuje także utrzymane w wolnym tempie hancockowskie "Alone and I" (tu jako "A Secret I") i słynny temat Coltrane'a "Resolution" z albumu "A Love Supreme".

Pięć studyjnych płyt i jedna koncertowa to dość skromny dorobek jak na dziesięcioletni okres działalności. Nie znaczy to jednak, że Kurt Elling próżnuje. Regularnie koncertuje, głównie w Europie, a kiedy nie jest w trasie, w każdy weekend gra z zespołem w chicagowskim "Green Mill". Pod koniec 2002 roku został producentem i reżyserem wyjątkowego projektu pod nazwą "Four Brothers", w którym, oprócz niego, wzięło udział trzech asów jazzowej wokalistyki: Jon Hendricks, Mark Murphy i Kevin Mahogany.

Nie ulega wątpliwości, że Kurt Elling należy do najciekawszych, najbardziej twórczych wokalistów ostatnich 10 lat. Wszystkie jego płyty zdobyły nagrody Grammy. W oczekiwaniu na najnowszy krążek (najwyższy czas!), warto sięgnąć po którekolwiek z jego wcześniejszych dokonań. A najlepiej wybrać się na koncert. Artysta zagra w Polsce.

Edytuj wiki

Nie chcesz oglądać reklam? Ulepsz teraz

Podobni wykonawcy

API Calls

Scrobblujesz ze Spotify?

Powiąż swoje konto Spotify ze swoim kontem Last.fm i scrobbluj wszystko czego słuchasz z aplikacji Spotify na każdym urządzeniu lub platformie.

Powiąż ze Spotify

Usuń